Honorata Proszko

Honorata Proszko – urodziła się w 1928 roku w miejscowości Landwarowo w rejonie trockim na terenie obecnej Litwy. Po napaści Związku Radzieckiego na Polskę w 1939 roku wraz z rodziną została wywieziona na Syberię, gdzie spędziła 6 lat. Po wojnie wróciła do Polski i zamieszkała na Mazurach, gdzie poznała Czesława Proszko – ukrywającego się przed władzami komunistycznymi byłego żołnierza 24 Brygady Armii Krajowej. W 1948 roku zawarli związek małżeński i zamieszkali w Węgorzewie na Mazurach. W 1956 roku Państwo Proszko osiedlili się w Wolinie. 

Pani Honorata całe swoje życie była aktywna społecznie. Zorganizowała w Wolinie Koło Gospodyń Wiejskich, którego przez wiele lat była Przewodniczącą. Spełniając oczekiwania wolińskiej młodzieży bardzo zaangażowała się w budowę sali gimnastycznej w Wolinie. Na bazie Spółdzielni Pracy „Cepelianka” w Świnoujściu zorganizowała w Wolinie zakład produkcyjny tkanin i galanterii krawieckiej, który w systemie zwartym i chałupniczym dał zatrudnienie 80 kobietom z Wolina i okolic.

Była wielką miłośniczką literatury. Wspólnie z mężem wiedzą i własnymi życiowymi doświadczeniami chętnie dzielili się na spotkaniach z młodzieżą szkolną. 

Zarówno ona, jak i mąż byli niezwykłymi świadkami historii, ich biografie mogłyby stać się kanwą powieści czy filmu fabularnego z czasów II Wojny Światowej. Obydwoje doskonale pamiętają czasy przedwojenne i nastrój pierwszych kilkunastu lat po odzyskaniu niepodległości przez Polskę a potem wybuchu II Wojny. Doświadczyli zesłania na Syberię, ciężkiej pracy a potem powojennego budowania nowego porządku przez władze komunistyczne, co dla nich oznaczało, że przez wiele lat nie mogli otwarcie mówić o swoich wojennych przeżyciach. Życie Honoraty i Czesława Proszków jest bardzo mocno związane z historią powojennego Wolina.

Horonata Proszko zmarła 30.11.2019.

Notatka biograficzna za: profil FB Ewa Grzybowska z dnia 4.12.2019 roku oraz na podstawie notatek Ewy Grochowskiej ze spotkania w dniu 6.04.2019.

Zdjęcie współczesne za: www.kamienskie.info

Honorata i Czesław Proszkowie są bohaterami reportażu Anny Kolmer (Radio Szczecin).

Zdjęcie archiwalne z albumu rodzinnego państwa Proszków.
Reprodukcja: Anna Kolmer, Radio Szczecin

Posłuchaj

O życiu na zesłaniu. Syberia cz. I
O życiu na zesłaniu. Syberia cz. II
Dom rodzinny. O miłości do czytania

Transkrypcja plików dźwiękowych

O życiu na zesłaniu. Syberia cz. I

W dwóch miejscach byliśmy. Ja na przykład złego słowa nie powiem na ludzi. Ale dlaczego? Tam ludzie, Buriaci, tubylcy jak to się mówi, a tak pozostali to wszyscy potomkowie zesłańców. Wiem, że otaczali opieką, tak starali się… Także co do ludzi nie mam złych wspomnień. Natomiast, na przykład mam zdjęcie Powiatowej Sekretarz Partii, ta kobieta przyznała się kim ona jest i kogo ona jest córką. Ale to zaufała ojcu memu. Okazało się, że ona była zesłańca (córką), ale ukryła to dlatego że ojca chyba rozstrzelali, żeby uczyć się i jakaś rodzina ją wzięła… Ale ojcu się przyznała. Bardzo dużo pomagała, w miarę możliwości. Była też lekarz… Ja dostałam udaru słonecznego, ponieważ to góry, poszliśmy zbierać czarne jagody i były bardzo nasłonecznione, widocznie słaba byłam no i przyszłymy do domu… i do szpitala. Taka półklinika była tam i ona (lekarz) otoczyła mnie opieką i nawiązała kontakt. Mama sprzedawała jej coś żeby przeżyć, i jak jej sprzedała jakieś sukienki czy co tam mogła jeszcze wtedy. To była kopalnia złota, tam gdzie myśmy pierwszy raz byli. Ona była córką popa, też ojca zamordowali.. także tak pomogli. Dużo było Łotyszów, to też taki wsparcie. Takie było pomaganie, nawzajem uczenie. Uczyli oni naszych rodziców, a dzieciom nigdy nie ubliżali. Ja nie odczułam, żeby mnie ktoś poniżał bo jestem Polką.

O życiu na zesłaniu. Syberia cz. II

Nie będę kłamać, taka była rzeczywistość. Biedni, tak samo jak i my. Uczyli, jak zbieraliśmy kłosy, ja może mniej zbierałam, bo już pracować musiałam, bo ojca już nie było, ale na przykład póki brat był w domu to on chodził… Po żniwach zostawały kłosy na ziemi. I dzieciarnia chodziła i te kłosy z pszenicy zbierała. I oni zbierali te kłoski to te Rosjanie nauczyli. Mój ojciec był bardzo zdolny i zrobił żarny, te cedry to ciężkie drzewo, grube, no to jeden kloc taki gruby… I ojciec tego ich właśnie nauczył. Także nawzajem wspierali się. Jak nas odprowadzali, jak my wyjeżdżaliśmy w czterdziestym szóstym roku, to cała procesja Rosjan szła, kobiety przeważnie, bo mężczyźni to na wojnie, i taka jedna płakała nawet "Co z nami będzie?". Jak jeszcze coś mieli to na drogę się dzielili. Dosłownie. Także na naród, jako ludzi, cywili, złego nie można powiedzieć.

Dom rodzinny. O miłości do czytania

Dom swój rodzinny przed wojną przypominam sobie tak: mama siedzi… Bo leśniczówka była tak na modłę urządzona… był piec nie taki zwykły kaflowy, tylko piec taki okrągły, cegłą robiony, blachą przykryty. Jeden piec ogrzewał trzy pokoje, tak działał, na jakich zasadach - nie wiem… Jak się rozpalało ognisko w piecu to mamusia wieczorem, szczególnie zimą, szczapy, parę szczap się wkładało jodłowych… i ja z jednej strony, brat z drugiej strony, bo nas trójka była, a siostra siedziała u mamy na kolanach, a mama nam zawsze czytała… I to jest mój dom, ja tak pamiętam.

Galeria